DYSKOGRAFIA / TEKSTY
| powrót |

 

ŚWIT

Kiedy z lepkiej, brudnej nocy nowy miejski dzień wyrasta
wredny, jak na dupie parch
Na południu, za Dunajcem, jak Rosjanek złote zęby
błyszczy grzebień Tatr.

W dole chowa się Przehyba, trochę jakby się wstydziła
taniej spinki co w jej włosach tkwi
A nad miastem wisi nisko ciężki oddech murów miasta
z ciężkiej, szarej mgły.

Schorowana, stara baszta, nie ma siły się pochylić
po łyk pomyj, które ma u stóp,
Samochody jak w amoku, z sadystyczna przyjemnością
masakruja rynku bruk

Emerytka pośród bloków, z kundlem jak świat chyba starym
z zakupami niesie kosz,
Pod kasztanem czterech żuli, jeszcze albo już pijanych
od przechodniów żebrze grosz.